czwartek, 25 lipca 2013

wschód słońca na Szczycie Wschodów Słońca.



Znowu przegapiłam dużą okrągłą liczbę osób odwiedzających bloga. Jest tego ponad 2 tysiące:D Trochę się rozleniwiłam, chyba przez nieprzerwanie słoneczną pogodę. Godziny spędzone przed komputerem drastycznie zmalały od mojego przyjazdu na wyspę. Jestem  z tego bardzo dumna, ale na bloga trzeba coś wrzucać. Po tygodniu posuchy muszę pochwalić się zdjęciami z  mojego rannego wejścia na szczyt Seongsan Ilchulbong, w dosłownym tłumaczeniu Szczyt Wschodów Słońca. Czyli w odpowiednim czasie o odpowiedniej porze. Był to mój drugi raz na wulkanie, pierwszy z Chmurką i z chmurami, no i w dzień. Teraz było zupełnie inaczej. Pobudka o 4:50 przed wschodem słońca, piętnastominutowy spacer schodami w górę i małe oczekiwanie na słońce, które mimo wszystko wyszło nie zza horyzontu, ale zza małej warstwy chmur (zawsze się muszą tam jakieś zawieruszyć).



Jak na taką godzinę, chętnych do podziwiania rannego słońca było całkiem sporo. Po zejściu czekały na nas, w nagrodę za tak wczesne wstanie, świeżutkie donaty w Dunkin Donats:) Niestety cały dzień czułam skutki tak nienaturalnej pobudki. Ten punkt programu mam całe szczęście za sobą i nie muszę tego powtarzać.





czwartek, 18 lipca 2013

urodziny w Seulu.


Dokładnie miesiąc minął od czasu, kiedy z Chmurką gościliśmy w Seulu, według niektórych źródeł tańszym odpowiedniku Tokio. Wypadło to akurat w moje urodziny. Nie ma to jak spędzić je w takim miejscu. Na zwiedzanie mieliśmy niewiele, bo tylko dwa i pół dnia. I muszę przyznać, że jako prawie specjalistka od turystyki słabo byłam do tego przygotowana ze względu na wysoki poziom spontanu, jaki towarzyszył decyzji o odwiedzeniu tego miasta. Pierwszego dnia błądziliśmy nieco na oślep jedynie z mapą w języku chyba chińskim zdobytą w lobby hotelowym. Potem było już tylko lepiej. Najważniejsze, że dotarliśmy do Gangnam, jednej z najsłynniejszych dzielnic miejskich na świecie. A tam natknęliśmy się na bardzo fajny koreański sklep z ubraniami, w którym planuję zrobić zakupy przez internet.






Seul ze swoją ponad 10-milionową populacją plasuje się według różnych klasyfikacji na mniej więcej trzecim miejscu na świecie. Odczuć się to dało szczególnie o godzinie 19 na jednej z bardziej popularnych ulic w Gangnam. Mimo takiego natłoku ludzi miasto wydaje się przestronne i nie przytłacza swoim ogromem, mimo że ogromne jest.


















poniedziałek, 15 lipca 2013

loveland.


Kolejne nietuzinkowe muzeum. Nazywa się Loveland. Z początku może wzbudzać dużo kontrowersji, ale tak jak w innych muzeach Jeju chodzi tu o zabawę, poczucie humoru i robienie zdjęć. Dużo ciekawych rozwiązań o jednorodnej tematyce można tu zobaczyć. Na wstępie w oczy rzuca się "strzałka" kierująca do wejścia do parku miłości. Będąc już w środku można się przekonać, że Koreańczycy naprawdę mają do siebie duży dystans. Nawet grupki starszych babć i dziadków maja tu niezły ubaw.




W centralnym miejscu parku znajduje się ogromna fontanna (ale strumyk z niej płynie słaby). Sam Gaudi nie powstydziłby się takiego projektu. 


Jak na prawdziwy park przystało koło ścieżek stoją posągi nagich postaci. Nawet lepsze niż w starożytnej Grecji, bo mają wszystkie ręce i nogi.


sobota, 13 lipca 2013

sobota w pracy nie jest zła.


Sobota, godzina 12:30. Jestem w pracy. Ale nie ma tego złego... Plaża pięć minut piechotą, więc w czasie przerwy można się przejść i korzystać ze słoneczka.



A w drodze do domu ładne widoki podziwiam codziennie. Bardzo przyjemnie.

czwartek, 11 lipca 2013

plątanina językowa.


Bardzo zabawna historia miała miejsce podczas jednej z naszych prób do nowego show. Mamy tutaj niezłą mieszankę przeróżnych krajów, języków i kultur.  Czasem niespodziewanie rozumiem, co mówi do mnie osoba po koreańsku (oczywiście wszystko to moje domysły i baczne obserwowanie języka ciała), po rosyjsku to już w ogóle całkiem nieźle. 

Choreograf, z którym pracowałyśmy był Koreańczykiem. Po angielsku nauczył się tylko liczyć do ośmiu, co i tak często zastępował liczbami w swoim języku. Tłumaczem koreańskiego jest Saya (po prawej stronie), ale przez to, że pochodzi z Kazachstanu, tłumaczy wszystko na rosyjski, angielski zna tylko trochę. Julia (w czarnej bluzce) z Rosji bardzo ładnie mówi po angielsku, więc przetłumaczone słowa Sayi może tłumaczyć na angielski, z czego często korzystam ja. Na końcu łańcucha językowego znalazła się Ronda, skrzypaczka ze Stanów (z szerokim uśmiechem na twarzy).

Całe zgromadzenie czterech osób było potrzebne, żeby choreograf przekazał pewne informacje Rondzie. Z początku były podjęte próby rozmowy we własnych językach. Ronda opowiadała coś o swoich przemyśleniach związanych z grą na skrzypcach i ruchami ciała pięknym amerykańskim akcentem, natomiast choreograf starał się zrozumieć zupełnie niezrozumiały dla niego język i oczywiście odpowiadać Rondzie w swoim ojczystym języku koreańskim. Cała sytuacja trwała dobre kilka minut, zanim do akcji wkroczyły tłumaczki koreańsko-rosyjsko-angielskie. Bardzo zabawny widok. Ale jak dużo człowiek potrafi zrozumieć patrząc tylko na gesty, ruchy ciała i znając mniej więcej temat rozmowy.

środa, 10 lipca 2013

przystępne muzeum.



Muzea na Jeju słyną z tego, że można, a nawet trzeba, robić w nich dużo zdjęć. Są też przystępne dla każdego, nawet osób, które totalnie nie są zainteresowane oglądaniem sztuki. W tych muzeach chodzi o zabawę, poczucie humoru i jak wcześniej napisałam uwiecznianie na aparacie wszystkiego, co można w nich zobaczyć.




Ja z Chmurką wybraliśmy się do Trick Art Museum niedaleko Aqua Planet. Bardzo podobne miejsce jest też w Seulu, ale o wiele droższe. Niezłą mieliśmy zabawę robiąc te wszystkie zdjęcia. Przydałaby się jednak dodatkowa osoba, bo było kilka miejsc przeznaczonych dla dwóch osób, a ile można prosić obcych ludzi o zrobienie zdjęcia. Z resztą najczęściej okazują się oni marnymi fotografami.








poniedziałek, 8 lipca 2013

nowe show.




Od ponad tygodnia powstaje w Aqua Planet nowe show. Całe szczęście, bo starego mamy już trochę dosyć. Oprócz pływaczek synchronicznych z Rosji (tak naprawdę z Ukrainy, Białorusi, Kazachstanu, Polski i Rosji - ta wersja jest zbyt długa żeby podawać ją oficjalnie), występować będzie skrzypaczka ze Stanów Zjednoczonych i dziewczyna z Ukrainy tańcząca z ogniem i na kole podwieszonym do sufitu. Atrakcji więc nie brakuje. Doczekałyśmy się też jako tako profesjonalnych kostiumów. Jedynym problemem jest, że są one dla nas o jakieś pięć rozmiarów za duże. I mamy czepki rodem z lat pięćdziesiątych.

Najważniejsze jest jednak to, że po raz pierwszy na kontraktach tego typu najliczniejszą grupą krajową jest ta z Polski! Dołączyła do mnie Ola i jesteśmy teraz we dwie. Zawsze raźniej. Która chętna następna?

niedziela, 7 lipca 2013

trzeci miesiąc.


Kolejny miesiąc minął, tak jak myślałam, baaaaaaaaardzo szybko. Wizyta Chmurki, nowe show, przyjazd Oli z Polski. Zostały kolejne trzy miesiące. A może trochę mniej, jak uda się wynegocjować wcześniejszy powrót. Mimo wszystko dużo mi jeszcze zostało do zobaczenia na wyspie. Muszę przyspieszyć tempo zwiedzania!

piątek, 5 lipca 2013

pochmurny Sunrise Peak.



Dzień czwarty pobytu Chmurki spędziliśmy na dobrze znanej mi wschodniej stronie wyspy. Było to trochę wymuszone, bo najpierw musiałam pokazać się w pracy na pierwszy pokaz. Potem już znowu była wolność. Będąc na wyspie nie wypada nie wspiąć się na wulkan Ilchulbong, z którego można oglądać piękne widoki i wschody słońca. Wszystko pod warunkiem, że chmury wszystkiego nie zasłonią. A często lubią tu się zgromadzić, nawet jak w innych częściach wyspy jest bezchmurne niebo.





Szczyt nie jest bardzo wysoki, ale zobaczyć z niego można pobliską wyspę Udo i wspaniałą Aqua Planet. Można, ale i nie zawsze. My nie mieliśmy szczęścia tym razem, widzieliśmy tylko chmury. Dużo chmur... Chmurka z tymi chmurami wszystkimi bardzo ładnie się prezentował.