wtorek, 24 września 2013

ulica surowej ryby.




Kiedyś już wspominałam o ulicy poświęconej czarnej wieprzowinie. W Jeju można pójść jeszcze zjeść na ulicę noodli. Ale i tak najbardziej adekwatna do miejsca, gdzie Jeju się znajduje, jest ulica surowej ryby. A nawet dwie ulice surowej ryby. Oczywiście w całym mieście i na całej wyspie dużo restauracji podaje sashimi, ale czego nie robi się dla turystów.



Nie skorzystałam z oferty surowej ulicy, ale za to w supermarkecie E-mart sprzedają świeże sushi w bardzo przystępnej cenie, a nawet przeceniają o 20% jak postoi dwie godziny. Na mój ekonomiczno-turystyczny budżet idealne.

city hall nocą.


  

Okolice ratusza w Jeju w piątkowy wieczór zamieniają się w bardzo imprezowe miejsce. Na ulicach i w klubach, których tutaj jest tylko kilka, tłumy. Podczas naszego ostatniego wypadu trafiłyśmy na nowe bardzo fajne miejsce - bar Island Stone. Pełno obcokrajowców, także można przez cały wieczór odbyć wiele interesujących lekcji angielskiego, a poza tym już nigdy więcej beznadziejnego klubu Larva dla lamusów, gdzie faceci przychodzili w butach na koturnach, barman podawał kamikadze w jednym kubku, a didżeje jednego wieczoru powtarzali najnowszy hit Rihanny trzy razy!








A po rosyjsku impreza to wieczorynka. Taka ciekawostka.



niedziela, 22 września 2013

odświętne rusałki.






Chuseok już za Koreańczykami. Aqua Planet świeci dzisiaj pustkami. Na widowni jedna trzecia tego, co było podczas długiego weekendu. Cicho i spokojnie. Ale muszę jeszcze wspomnieć o specjalnym odświętnym show, które przygotowali nurkowie. Dwa razy dziennie przedstawiali po naszych rusałkach swoje tradycyjne tańce w śmiesznych kapelusikach i z kolorowymi wachlarzami, chodzili po linie a wszystko to pod wodą (chodzenie po linie pod wodą nie jest takie trudne, można sobie chodzić do góry nogami i człowiek nawet w dół nie spada).











udo.


Cały czas była tak blisko mnie, ale dopiero w mój przedostatni wolny dzień na Jeju popłynęłam na wyspę Udo. Pierwsze co, to nie wiem czy powinnam mówić "wyspa Udo", czy wyspa "U", bo po koreańsku "do" oznacza słowo "wyspa", więc niby mówię "wyspa U-wyspa"? Mniejsza o to, Udo to całkiem przyjemne miejsce. Da się ją objechać na rowerze w godzinkę. Są na niej dwie bardzo ładne plaże, kilka latarni morskich, góra, na którą można się wspiąć i trochę restauracji. 





Na Udo płynie się promem z portu w Seongsan. Zajmuje to ok 20 minut. Z wyspy w ładny słoneczny dzień, którego ja niestety dzisiaj nie miałam, widać wyraźnie wulkan Ilchulbong.




Najlepszy sposób na zwiedzanie wyspy to wypożyczenie roweru, skutera albo quada. Wybrałam pierwszą opcję. Bardzo przyjemnie było sobie jechać nadmorską trasą, cały czas nie tracąc kontaktu wzrokowego z wodą:)


Największym przysmakiem wyspy są orzeszki ziemne. Bardzo popularne się lody o tym smaku. Będąc tutaj tak naprawdę nie wypada ich nie zjeść. Pychotka!





Plaża Seobin Baeksa jest jedyna w swoim rodzaju. Nazywana jest też "popcorn beach". Piasek nie jest zwyczajnym piaskiem, tylko skamieniałymi algami morskimi.













czwartek, 19 września 2013

Chuseok jal bo nae sae yo!


Dzisiaj w Korei wielkie święto. Chuseok, tak się właśnie nazywa, odbywa się co roku 15-go dnia 8 miesiąca kalendarza księżycowego i trwa trzy dni. Porównywane jest z amerykańskim świętem dziękczynienia, podobne troszeczkę też do naszych świąt bożego narodzenia. W skrócie chodzi o jedzenie z rodziną, a co dla nas milsze dzielenie się jedzeniem z innymi. Tym sposobem dzisiaj w pracy miałyśmy niezłą wyżerkę od babuszek Haenyeo. I dodatkowo mały podarek od babuszki sąsiadki. Nikt dzisiaj głodny nie będzie. Jedynie nasz pracodawca Aqua Planet kompletnie nas zignorował i zostałyśmy jako jedyne pominięte przy rozdawaniu paczek pracowniczych z jedzeniem.


Z racji tego, że święto zaczęło się w środę, a kończy w piątek, Koreańczycy mają długi weekend i w Aqua Planet tłumy. Dawno nie widziałam pełnej widowni :)

czwartek, 12 września 2013

wiejskie Jeju.






Tak wyglądają okolice Aqua Planet i miejsce w którym mieszkam. Niziutkie domki przypominające stodołę, beton zamiast trawy na podwórku, działki o przeróżnych kształtach (bo zwykły prostokąt jest zbyt nudny i zbyt poukładany jak na azjatyckie standardy). Ale to wszystko to tradycja Jeju. Swojskie klimaty, w końcu ja na wsi mieszkałam większość mojego życia.


A to nasz stary i nowy dom. Stary nie wyglądał zbyt azjatycko (to ten żółto niebieski dwupiętrowy budynek z odpadającym tynkiem). Nowy jest znacznie ładniejszy i bardziej przypomina prawdziwy dom (to ten po prawej stronie z koreańskimi literami na ścianie).


Mimo, że jest już wrzesień u nas cały czas słoneczki i ciepło. Dlatego też korzystam póki mogę i czasem wyjdę sobie jeszcze na dach na małe opalanie. Taki fajny widok mam z dachu. Ten budynek po lewej stronie to hotel dla bananów Phoenix Island. A 90% samochodów na parkingu przy Aqua Planet jest koloru białego. W oddali widać mała zatokę, na której próbuję pływać na kitesurfingu (od 8 sierpnia nie miałam okazji).

priviet Kasza.



Kolejna koleżanka z Polski dołączyła do mnie na koreańską wieś. Ola już marznie w Polsce, a Kasia zaczyna marznąć w zimnych wodach Aqua Planet. A rosyjskie dziewczyny maja duże trudności z wymówienie słowa Kasia, i powstało wiele wersji tego, mogłoby się wydawać, prostego polskiego imienia, m. in. Kasza, a zostanie pewnie Katia. A tak przy okazji to Ola ma teraz nowe imię i jest to imię Sasza (w wersji niektórych osób również Szasza).